piątek, 19 lipca 2013

Chełm na 102

Po Macedonii apetyt na latanie tylko urósł. Prognozy pokazują warun na Chełm. Cała banda jedzie w środę a ja kibluję w robocie. To jest nie do wytrzymania. Wieczorem okazuje się, że jednak nie działało to tak jak wszyscy zakładali. W czwartek ponoć ma być taka sama kupa. Trudno, nie wiadomo kiedy będzie następna okazja żeby się wyrwać i choć zlota walnąć. Szybka akcja w pracy i mam urlop.
W Gorlicach spotkanie z Miśkiem i oglądanie floty wozideł 4x4. Zastanawiam się czy oni je myją czy czekają aż samo odpadnie.
Pod Chełmem trwa sielanka. Namiot rozstawiony a Witek ze Sławkiem i bliźniaczkami (dwie białe kozy) kończą śniadanie. Takim to dobrze.
Tradycyjnie wymieniamy uprzejmości i ruszamy na start. Coś ten warun nie wygląda. Podmuchów brak, coś chyba nic z tego nie będzie, to nic przynajmniej spędzimy chwilę czasu w pięknej scenerii i podrzemy łach z tych co ich nie ma :).
Pierwszy startuje Witek. Wyczekał piękny podmuch i leci. Dla mnie to stratowisko nie jest łatwe, do tego jak widzę jak stabil cayena maca drzewa z przecinki. Polatał kilkanaście minut i padł. Masakra, będzie zlot. Czekamy jeszcze chwilkę i coś się wreszcie zaczyna dziać. Trzeba startować. Po starcie wszyscy się drą na mnie. O co im chodzi? Spojrzenie w górę… już wiem. Mam sporego guzioła na linkach. Masakra, nie będę wychodził na start jeszcze raz. Kilka szarpnięć i trach. Linka poszła. Jest komin, lecieć się da, nic złego się nie dzieje. Widać ta linka nie była aż tak potrzebna. Trzeba latać.

Maliny nie ma, rzeźbimy nad górką. Dobre i choć co. Po jakimś czasie widzę znajomego glajta. Dołącza do nas Tomski.
Warun słabnie. Już miałem wystawiać podwozie, a tu nagle obok piękny bąbel wynosi Mandarynkę wysoko nad szczyt. Razem z Miśkiem łapiemy windę i po chwili lecimy na przelot. Jakoś nie widzę szans na daleki lot, ale o dziwo są noszenia, ba nawet kominy. Tylko strasznie rozpieprzone. Dobrze, że jest nas trzech. Centrowanie idzie znacznie szybciej. Lecimy dalej. Każdy ma swój udział w locie. Raz jeden, raz drugi znajduje noszenie. To się nazywa współpraca. Jest super. Lecimy od chmury do chmury. 


Duuużo kręcenia. Niestety dziś latanie na cierpliwość. Co chwilę wykręcamy się do podstawy, żeby spaść do parteru po przeskoku. Za Bardejowem uświadamiam sobie, że portfel z wszystkimi dokumentami został w aucie. Jest  dodatkowa motywacja żeby lecieć dalej, żeby tylko nie paść w czarnej d… i w dodatku samemu.


Skajtrax drze się, że zbliżamy się do CTR Presov. Wspólnie ustalamy trasę i lecimy dalej na Domasze. Wysokość nie rozpieszcza ale fajnie, że dociągnęliśmy aż tutaj. Pomoczymy nogi, wypijemy bażanta. Jest super. Patrzę na skaja, jest szansa na setkę tylko trzeba przelecieć jeziora.
-Tomski skaczemy na wschodni brzeg?
-Dobra.
Centralnie nad środkiem jeziora łapię +4. Szok, woda nosi. Jeszcze tworzą się niewielkie kłaczki. Widok jest niesamowity, kręcimy komina nad jeziorem. Już coraz mniej brakuje do setki. Nawet Misiek doczłapał do jeziora. Już tarł uprzężą po krzaczorach i byliśmy pewni że siadł a gość leci. Niestety już na kontrolkach kończy na początku Domaszy.
U nas też sielanka się kończy i z resztkami noszeń lecimy z wiatrem ile się da. Jest seta!!! 

Teraz tylko jakoś wrócić. Na telefonie pełno nieodebranych połączeń. Wujek wyczaił moją metodę i sprawdzał co jakiś czas czy sygnał jest polski czy zagraniczny. Szkoda, że chłopaków nie było z nami.
Zwózka nie będzie łatwa. Wszyscy zapakowani po sufit i nie ma dla nas miejsca. Tomski rzuca hasło: - Machnij ręką, może ktoś się zatrzyma. A co mi szkodzi. Macham i zrezygnowany odchodzę a tu miła niespodzianka. Zatrzymuje się Słowaczka i oferuje transport do Domaszy.
Pyta o wszystko:
Co to za plecaki?
Wy paraszutiści?
Skąd lecicie?
A nie było zimno?
 A ile to kosztuje?
A co na to żony?.
Piękne widoki pewnie mieliście.
Po chwili przyjeżdża po nas Czaban. Wielkie dzięki za zarwaną noc i zwózkę. Jesteś wielki.
Miało nic nie być, a tu wymęczona setka. Z reguły jak się na nic nie nastawię to coś wychodzi. Bez portfela, bez aparatu (szkoda bo widoki były piękne). Rano budzę się a tu gęba piecze. Latania miało nie być więc nie użyłem kremu z filtrem. Jak ja się pokaże w pracy. Wyglądam co najmniej dziwnie. Bałem się, że mnie misiaki zgarną w drodze do pracy bo wyglądam jak bym był pijany. Jest pamiątka.
Oby więcej takich lotów.
Dzięki chłopaki za super współpracę. 
Misiek Dzięki z Foty.
Czaban jeszcze raz dzięki za zwózkę.

3 komentarze: